Historia według Roberta M.

JAK DO TEGO DOSZŁO, ŻE ZOSTALIŚMY „TĄ” DRUŻYNĄ

czyli subiektywne spojrzenie na tamte czasy

W roku 1981 w I LO w Sandomierzu istniała w tym czasie 51 Drużyna Starszoharcerska. Rozpoczynając kolejny etap mojej edukacji we wrześniu 1981 r. w najśmielszych myślach nie przelatywało mi, że w ogóle będę harcerzem – od kilku lat bardzo mocno związany byłem ze sportem, grałem w piłkę ręczną i cały mój tydzień podporządkowany był treningom i rozgrywkom. Na zideologizowane i podporządkowane szkole harcerstwo nie miałem najmniejszej ochoty. W szkole podstawowej z harcerstwem przygodę skończyłem na etapie zuchów i od tamtej pory patrzyłem na to co się nazywało harcerstwem z ironicznym uśmieszkiem.

Prawdopodobnie coś zmieniło się po 13 grudnia 1981 r. Wprowadzenie stanu wojennego, wojsko na ulicach, propaganda i inwigilacja społeczeństwa od najmłodszego do najstarszego wpływała chyba na wszystkich. I nie chodziło o jakąś działalność w podziemiu… ot tak po prostu – potrzeba bycia sobą, stanowienia o tym co chcę zrobić ze sobą nakazywała szukać innej drogi.

Nie pamiętam kto i kiedy namówił mnie na to, żebym poszedł po raz pierwszy do harcówki i na pierwszą moją zbiórkę w 51 DSH.

Spotkanie z kolegami ze starszych klas licealnych, rozmowy dalekie od ideologii socjalistycznej rzeczywistości, przyjemna atmosfera w grupie pełna akceptacji dla nowych i młodszych, stwarzanie klimatu do własnej aktywności ­– to było coś nowego, coś co przyciągało.

Bardzo szybko wsiąknąłem w tę grupę – moje przerwy między lekcjami w szkole spędzałem prawie w całości wśród kolegów ze starszej klasy – Albert Krawczyk, Grzesiek Gorycki, Mariusz Jerka byli w tym czasie moimi najbliższymi kolegami. Pewnie nie poznalibyśmy się, gdyby nie harcerstwo.

51 DSH miała swoje plany, w których można było się zrealizować, choć patrząc z perspektywy czasu – za mało możliwości do własnego rozwoju.

No i jak to w szkole – dyrektor naciskał na drużynę, żeby realizowała jego zalecenia i współpracowała w obstawianiu różnych uroczystości, które niekoniecznie były zrozumiałe dla młodego człowieka. No i żeby podporządkowywała się jego i szkoły zaleceniom.

I tak mimo wszystko zostałem harcerzem.

Praca w tym środowisku była intensywna. Dzięki temu, co tam robiliśmy zauważono nas w hufcu sandomierskim i dostaliśmy szansę na wyjazd na akcję szkoleniową organizowaną przez Chorągiew Tarnobrzeską w wakacje w 1983 roku na Mazury. Akcja nosiła nazwę: NAS (Nasza Akcja Szkoleniowa) w ramach SAS (Starszoharcerskiej Akcji Szkoleniowej) Z naszej ówczesnej drużyny pojechała ekipa w składzie, o ile mnie pamięć nie myli: Grzegorz Gorycki, Albert Krawczyk, Mariusz Jerka i ja.

Naładowani pomysłami, energią i wielką wolą do stworzenia czegoś nowego „wielkiego” weszliśmy w rok szkolny 1983/84. Chcieliśmy przebudować drużynę, zmienić jej charakter, otworzyć się na inne środowiska i działania. Przekopując jakieś archiwa dotarliśmy do śladów drużyny, która istniała kiedyś w Collegium Gostomianum. Pomyśleliśmy, że warto byłoby wrócić do tamtej tradycji i podjąć to, co robili kiedyś nasi poprzednicy ­– chcieliśmy wrócić do numeru i imienia tamtej drużyny, nadając temu, co powstanie nowy współczesny charakter. Pomysł spodobał się, jednak szybko okazało się, że nie wszyscy mamy taką samą wizję działania i tu nastąpił czas weryfikacji.

Współpraca między Mariuszem i mną już od czasu obozu NAS w ramach SAS układała się bardzo dobrze. Dużo czasu spędzaliśmy na rozmowach o planach i rzeczach, które trzeba zrobić, zastanawialiśmy się jak przeforsować ten czy inny pomysł, co zrobić, żeby poprawić funkcjonowanie naszych działań. Praktycznie każda sprawa była wielokrotnie przedyskutowana i ustalana zanim wychodziła na światło dzienne i była gotowa do realizacji. Gdy zdecydowaliśmy się na to, że w pełni usamodzielniamy się pozbywając się balastu przeszłości i przechodzimy do realizacji projektu 1 SDH wiedzieliśmy, że czeka nas bardzo dużo ciężkiej pracy, wiedzieliśmy też, że chcemy to zrobić i że wiemy, jak to robić. Zanim przyszedł dzień pierwszej zbiórki, czyli 1 września 1984 r., podzieliliśmy między siebie zadania i odpowiedzialność za ich realizację. Wiedzieliśmy, że zawsze możemy na siebie liczyć, że zawsze jeden otrzyma wsparcie od drugiego. Mieliśmy świadomość tego, że 1SDH to nasz wspólny pomysł i każdemu z nas zależało na jak najlepszym kierowaniu jego realizacją, dlatego też podzieliliśmy się prowadzeniem drużyny – Mariusz miał być drużynowym przez pierwszy rok działalności – po ukończeniu szkoły miał większą swobodę działania. Drugi rok drużynę miałem prowadzić ja. Mieliśmy nadzieję na okrzepnięcie zespołu i wykrystalizowanie się takich osobowości, które dadzą radę dalej poprowadzić zespół. Jak widać udało się nam przetrwać razem 40 lat.

Zobacz więcej z życia drużyny

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit.